środa, 1 czerwca 2016

ROZDZIAŁ 1

Pogoda była ciepła, jeżeli weźmiemy pod uwagę iż był to koniec października. Resztki słońca przebijały się przez zasłony dormitorium Hermiony, tym samym budząc ją z krótkiego, w miarę spokojnego snu. Oczywiście i tej nocy nie obeszło się bez koszmarów. Jeszcze trochę i się przyzwyczaję, pomyślała próbując wstać z łóżka. Dziękowała Merlinowi, za własne, prywatne dormitorium, jakie należy się wszystkim prefektom naczelnym. Była przekonana, że nie mogłaby mieszkać w tym samym pokoju w którym kiedyś spała z nimi zmarła Lavender, a mieszkając sama mogła liczyć na chodź odrobinę prywatności, więc ten układ był jej bardzo na rękę. Wstała, od razu upinając włosy i przetransmutowała swoją piżamę w standardową uczniowską szatę. Spojrzała na zegarek. 7:45. Ma jeszcze piętnaście minut do rozpoczęcia śniadania. Powinna wyrobić się idealnie, gdyż mniejwięcej tyle czasu potrzebowała by na spokojnie dowlec się do Wielkiej Sali ze swojego dormitorium. Już miała wychodzić, gdy jej uwagę przykuł jeden element. Lustro, a raczej widok który się w nim odbijał. Czy to możliwe, że wygląda aż tak koszmarnie? Podkrążone oczy, tu i tam parę krost, zapadnięte kąciki ust i oczy... te same, które zawsze błyszczały teraz smutne, bez wyrazu. Obiecała sobie, że postara poradzić sobie z traumą jak najszybciej bo po prostu się wykończy. Przecież też jest człowiekiem, nie maszyną.

Wielka Sala nie zmieniła swojego wyglądu po wojnie. Nadal było to ogromne pomieszczenie, budzące zachwyt. Przy stole nauczycielskim zasiadało pięcioro profesorów, wciąż w niezmiennym składzie. Zaszczytne, dyrektorskie miejsce zajmowała profesor McGonagall, opiekunka Domu Lwa. Hermiona szybko przebiegła wzrokiem po stołach Krukonów i Puchonów, rozpoznając większość twarzy. Nawet nie odważyła się spojrzeć na stoł Domu Węża. Zaczęła rozglądać się za Ginny, starając się zignorować fakt, że nigdzie nie ma z nimi Harry'ego i Rona.Gdy wreszcie wypatrzyła Rudą, szybko zajęła miejsce na przeciwko. 
 - Cześć, Herm. - szepnęła Ginny, zwykle radosna, teraz zupełnie bez życia. Hermiona tylko kiwnęła głową, po czym zabrała się za nakładanie niewielkiej porcji jajecznicy na swój talerz. Przeżuwała w spokoju, gdy zauważyła czyjś wzrok na sobie. Podniosła głowę i aż się w niej zagotowało. ON. Draco Malfoy. Pretendent do nagrody Największego Dupka I Zdrajcy Na Świecie. A niech go Merlin! I jak to miała w swej naturze, hardo spojrzała w oczy swojemu wrogowi. Nigdy się nie lubili, to prawda. Zawsze się obrażali, on wyzywał ją od szlam, od niegodnych bycia czarownicom. Wiele jej wspaniałych dni spędzonych w Hogwarcie, zamieniał w piekło. Kiedyś wciąż chciała mu udowadniać jak bardzo się myli. Uczyła się więcej, wciąż czarowała coraz lepiej. W końcu zrozumiała, że jest on po prostu zarozumiałym bucem, dla którego nie liczy się nic poza czubkiem jego arystokratycznego nosa. Draco Malfoy przestał dla niej po prostu istnieć, traktowała go jak powietrze. Po wojnie wszystko się zmieniło. Był dla niej oszustem. Zdrajcą. Nigdy go nie rozumiała, ale nawet nie chciała zrozumieć. Zmienił strony jak zrobiło się gorąco. Był niczym. Mimo urody, jaką zachwycały się wszystkie dziewczyny w szkole i której mogłaby mu pozazdrościć większość męskiej części tej szkoły, tak dla Hermiony pozostawał odpychającym, plugawym dupkiem. Mimo wszystko, była ciekawa, dlaczego zwrócił na nią swoją uwagę.
- Miona! - Ginny szturchnęła ją lekko, gdyż jak się okazało, zawiesiła się na dobre 15 minut - Przyznaj się, na kogo tak patrzysz?? - spytała, a na jej ustach wykwitł chytry uśmieszek. To był zalążek starej Ginny. Hermiona potrzebowała jej właśnie takiej.
- Na nikogo, no coś Ty. - odpowiedziała brązowowłosa i natychmiast wbiła wzrok w talerz.
- Herm... Wiem, że to trudne. Ale, chyba musimy pozwolić sobie... żyć normalnie. Teraz powinien być czas odbudowy. Czas działania. Nie możemy zmarnować całego swojego życia na żałobę.
- Ginny. Nie wiesz co mówisz! Nie straciłaś rodziców. - zdenerwowała się nagle Hermiona. Wojna to nadal był dla niej bardzo drażliwy temat. Chciała utonąć w swojej żałobie, pogrążyć się w rozpaczy. Zauważyła tylko, jedną, pojedynczą łzę spływającą po policzku Rudej. 
- Hermiono Granger, gdybyś zapomniała, mój ojciec nie żyje. Fred również. Ron też nie żyje, wiem, że Ci z tym ciężko, ale mi do cholery też. Nie wiem nawet gdzie jest Harry. Moja matka jest w ciężkiej depresji. Wszyscy kogoś straciliśmy, nie jesteś jedyna. - powiedziała Gin wstając i szybkim krokiem opuściła Wielką Salę. Hermiona siedziała roztrzęsiona. Nie wiedziała nawet, jak przeprosić Rudą. Nagle straciła apetyt więc pozbierała swoje rzeczy i postanowiła udać się na eliksiry.

Lekcje ze Snapem były na swój sposób przyjemne. Zawsze pracowało się w ciszy, co pozwalało na skupienie. Dodatkowym atutem była rozrywka, jaką Snape fundował im na każdych lekcjach, zwykle się na kimś wyżywając. Mimo, że po wojnie oczyszczono go ze wszystkich zarzutów, co skutkowało minimalną poprawą traktowania ogółu uczniów w celu utrzymania dobrej opinii jaka przyległa do jego nazwiska tak dla Domu Lwa był nadal bardzo nieprzyjemny. Minusem natomiast było, że ową lekcję, mieli ze Ślizgonami wraz z obrzydliwym Księciem Slytherinu na czele. 
- Siadać. Podręczniki strona 343. Dzisiaj gotujecie Eliksir Miłości. Dobrać się w pary. Pod koniec lekcji przyznam punkty za jakość stworzonego eliksiru. - zakomendował jak zwykle oschle Snape po czym zasiadł przy swojej katedrze i zaczął pisać coś na pergaminie. 
Hermiona rozejrzała się niespokojnie po sali. Wszyscy Gryffoni byli już dobrani. Szlak by to, chyba dziś pracuje sama - pomyślała. I w tej właśnie chwili podszedł do niej jak gdyby nigdy nic uśmiechnięty Teodor Nott. Wszyscy zebrani w sali, włącznie z nią samą i Mistrzem Eliksirów zamarli...
- Cześć. Jestem Teo. Może pracowalibyśmy razem? - spytał Nott z uśmiechem na ustach. Hermiona spojrzała na niego z niedowierzaniem, jakby oczekiwała, że zaraz uczniowie Slytherinu zaczną się śmiać, a Snape wyskoczy zza biurka i krzyknie "Prima Aprilis" kręcąc wszystko ukrytą w szacie kamerą. Tak jednak się nie stało, a cała sala czekała na rozwój wydarzeń. 
- Hm. Okej. W takim razie znajdź skórkę pomarańczy i zabieramy się do pracy. 
 Hermiona i jej partner pod koniec lekcji zebrali po 5 punktów dla swoich domów. W sumie nie wyszła im najgorzej ta współpraca. Teo nawet odważył się zapytać co czuje. Odpowiedziała to co zwykle - pergamin, pastę do zębów. Zniknął tylko zapach włosów Rona... Kiedy przestała go kochać? Nie, zdecydowanie nie miała czasu teraz nad tym rozmyślać. Zrewanżowała się takim samym pytaniem. Nott stwierdził, że czuje zapach miotły. Ile w tym prawdy nie potrafiła stwierdzić. Postanowiła jednak nie zaprzątać sobie głowy tym dziwnym zdarzeniem, musiała poszukać Ginny. I tak owocnie się składało, że właśnie widziała Rudą wychodzącą na błonia Hogwartu. Ruszyła...

CO TU SIĘ DZIEJE? Nie, CO SIĘ DO CHOLERY TUTAJ DZIEJE!? - dedukował mądrze blondyn, pozostający w niemałym szoku po wydarzeniach na lekcji Eliksirów. Nott powiedział tylko tyle, że ma jakiś plan. Oraz, że Granger potrzebna jest do jego realizacji. Na Merlina, po co ona komu? Przecież to tylko wymądrzająca się lizuska, kujonica. Ah, ale on jej nie znosił. I pewnie wymyślał by jej jeszcze długo i długo, gdyby nie fakt, że właśnie zauważył ciekawą postać biegnącą przez błonia. Czyżby to? Nie, to chyba niemożliwe. Jak to on, musiał wszystko sprawdzić osobiście. Wybiegł z zamku szybciej niż pani Hooch zdążyła by powiedzieć "Quidditch". 

Hemiona szła spokojnie, wiedziała, że Ruda najpewniej poszła w to samo miejsce co zawsze. To był ich azyl od 2 roku Hermiony w Hogwarcie. Wtedy zostały najlepszymi przyjaciółkami i to trwało do teraz. Wspominając wszystkie przygody jakie dzieliła z Rudą, nie zauważyła, że ktoś bacznie ją śledził. Nagle wychylił się zza drzewa, zakrył jej usta ręką i pociągnął w cień zagajnika. 
Brązowowłosa wyszarpała się z uścisku i już chciała krzyczeć, ale spostrzegła twarz "porywacza".
Nie mogła uwierzyć, że to...

***
Tego dowiecie się później! :D Mamy za to pierwszy rozdział. Dodaję zgodnie z umową - 1 czerwca. Trochę późno, ale zawsze. Rozdział jest niezabetowany, więc pewnie przecinki znów trochę pouciekały, ale postaram się znaleźć na to miejsce kogoś już do następnego rozdziału.
Jeżeli ktoś byłby zainteresowany betowaniem tego opowiadania proszę o kontakt na email: jsokolowska@interia.eu
Mam nadzieję, że rozdział w miarę się spodoba a za wszystkie komentarze - kłaniam się w pas!

Eltha Vonn
 


poniedziałek, 30 maja 2016

PROLOG

13 sierpnia 1998, Nora. 

Drogi pamiętniku,

Może przejdę od razu do tego, o czym miałam napisać. Chodź ręka mi się trzęsie, muszę to z siebie w końcu wyrzucić. Może powinnam zrobić to uroczyściej, nie o godzinie czwartej w nocy, męczona kolejnymi koszmarami, o których pisałam wcześniej, ale czuję, że dłużej nie dam rady, bo ten pamiętnik, jest jedynym co pozwala mi zachować resztki zdrowego rozsądku. Choć nigdy nie wracam do kartek sprzed 3 maja*, czas chyba wreszcie stawić temu czoła.
Nigdy nie pomyślałabym, że mogę doświadczyć czegoś tak okropnego. Co prawda nie było w domu wybitnie. Właściwie nie przelewało nam się, nigdy nie mieliśmy najnowszych ubrań, mioteł, podręczniki zawsze po starszych braciach. Mimo tego, miałam w mojej opinii coś, czego brakowało większości czarodziejów jakich spotkałam na swojej drodze. Coś czego nie można kupić za pieniądze. Kochającą się rodzinę, cudownych przyjaciół i miłość. Jednak wszystkiemu kres położył ON - Voldemort. Nie, już nie boję się jego imienia. Boje się teraz natomiast czegoś innego - PRZYSZŁOŚCI. Po wygranej wojnie i ostatnim złapanym Śmierciożercy wydawać by się mogło, że wszystko wróci do normy. Nic bardziej mylnego. Puby się wyludniły, Pokątna świeci pustkami, wszyscy starają się zabliźnić rany. Ja również. Staram się być silna dla Hermiony, tej która straciła rodziców. Dla mojej mamy, która straciła swojego męża i dwoje ukochanych synów, moich braci. Dla całej mojej rodziny. Staram się nie myśleć o Harrym. Staram się być silna, tak jak wszyscy, ale powoli zaczyna docierać do nas ogrom tej tragedii. Za miesiąc wracamy do Hogwartu. Ja na dwa lata, większość moich przyjaciół - na rok. Ta szkoła mimo że odbudowana - straciła swój blask. Dumbledore nie żyje. Nie żyje również wielu innych wspaniałych czarodziei. Są wśród nas też zdrajcy, którzy zgotowali nam ten los. Moim zdaniem Voldemort tak naprawdę wygrał. Zniszczył w nas człowieczeństwo i zdolność do żywienia jakichkolwiek uczuć. Zniszczył nam wszystko co NAPRAWDĘ kochaliśmy.
Czy jesteśmy w stanie sobie z tym poradzić? Ja wątpię, a Ty?

Sam oceń,
Ginny.

--
*2 maja miała miejsce Bitwa O Hogwart.